Niedawno odkopałam ją na dnie szuflady i postanowiłam dać jej dzisiaj szansę. Wstyd i niedowierzanie! Odpadłam po 10 minutach - znaczy już po krótkiej chwili nie dawałam rady nadążyć za akcją. Mimo to, próbowałam powalczyć do końca, niektóre ćwiczenia zmieniając na łatwiejsze, inne robiąc wolniej.
W nagrodę piję właśnie swój koktajl (pomarańcza, kiwi, truskawka <3). Próbuję pętli nawyku i to moja nagroda - ale o tym innym razem.
Mimo tego, że szło mi obiektywnie źle, kondycję mam w tym momencie zerową i ledwo skaczę z nogi na nogę to jestem z siebie okrutnie zadowolona.
Że próbowałam.
Że coś tam poskakałam.
Że nie wyłączyłam jej po 10 minutach i nie rzuciłam się na czekoladki.
Mam pomysł na siebie i konkretny plan - wykorzystujący wizualizację, pętlę nawyku i kilka innych life hacków. Zaczyna się to składać w sensowny plan.
Stąd dwa wnioski:
1. Porządki w szufladach dobrze jest czasem robić.
2. Warto być z siebie zadowolonym, mimo tego, że obiektywnie może rezultat nie jest spektakularny.
Najważniejszym jest przestanie się porównywać "ona może to ja też" - porównując się z innymi oddajemy im kontrolę nad swoim życiem. Ona może i może ale ta ona ma zupełnie inny background i przeszła prawdopodobnie inną drogę rozwoju.
Ja uczę się cieszyć się ze swoich osiągnięć bez przykładania do nich cudzych miar. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz