poniedziałek, 21 marca 2016

Krostki na rękach --> Nie udało się

O moim problemie pisałam tu:
http://notkanadzis.blogspot.de/2016/03/kroski-na-rekach-wyeliminowac-w-dwa.html

W skrócie: mam krostki. Krostki są brzydkie - niby mocno ich nie widać ale mogłyby zniknąć.

Witaminą C zawartą w tym serum nie udało mi się ich pozbyć. Zaleczyć też nie... ;(  Skóra tam gdzie ich nie ma wygląda lepiej ale  nie taki był cel.

Jakieś inne pomysły?
Dodam, że mam na rękach kilkadziesiąt (nie, nie przesadzam) pieprzyków, więc nie będę tego mechanicznie peelingować.


niedziela, 20 marca 2016

Pomysł na niedzielne śniadanie

Uwielbiam śniadania w dni wolne. Mamy wtedy wystarczającą ilość czasu, żeby spokojnie zjeść, wypić herbatę i pogadać. Dzisiaj było o językach obcych i tak zwanych uchodźcach. Gorący temat.

Niby w tygodniu też znalazłby się na to czas, jednak ja od rana już myślę o tym co będzie się działo w pracy - jestem jeszcze na tym momencie, że praca powoduje dużo stresu.

Moja dzisiejsza propozycja śniadaniowa nie zawiera mięsa. Kiedyś szynka była podstawą śniadań i kolacji... aktualnie nie mogę jej jeść. Niedobrze mi później i mam takiego "kapcia w buzi" i żadne mycie zębów nie pomaga. Wyjątek to samemu przygotowana od podstaw szynka ale takie rarytasy zdarzają się tylko na święta.



Na zdjęciu widać:
- pastę jajeczną z wiejskich jajek, naprawdę wiejskich, sama widuję czasem te kury- przepis poniżej
- chleb własnej roboty, dwie kromki wystarczą żeby się totalnie najeść. Plusem jest fakt, że jak sama piekę to mogę do niego nawrzucać każdą ilość nasion, a uwielbiam ich ogromne ilości. Niestety gotowe chleby nie spełniają moich oczekiwań
- szczypiorek - zjadam w każdej ilości
- masło firmy kerrygold - drogie jak diabli ale jedyne które mi smakuje
- paprykę
- ser gouda, ale prawdziwa gouda która aż się rozpływa w ustach. W słabej jakości serach ja wyczuwam ocet - z reguły lądują w koszu :( Dlatego jeżeli chodzi o sery to wolę kupić mniej lepszej jakości czyli najczęściej drogiego niż więcej beznadziejnego. 


Przepis na pastę jajeczną:
1. jajka ugotować na twardo, wystudzić, obrać, zetrzeć na drobnej tarce, dodać sól i pieprz, dużo pieprzu
2. dodać tyle łyżeczek majonezu ile było ugotowanych jajek - jedne płaskie, inne czubate (na zdjęciu widać porcję z 5 jajek)
3. wymieszać, doprawić do smaku jeżeli potrzeba
4. to czerwone to świeża drobno pokrojona papryczka chili - bardzo lubię więc dodaję, nie jest konieczna
5. pastę jajeczną na kanapkę, na to szczypiorek i jeść jeść jeść (nie smarować już kromki masłem bo majonez sam w sobie jest bardzo tłusty)



Jak tak patrzę na ten wpis to wygląda na to, że odżywiamy się bardzo zdrowo. Cieszy mnie to :)

piątek, 18 marca 2016

Kosmetyki wędrują do kosza!

Dzisiaj dwa produkty musiały wylądować w koszu.
Staram się na bieżąco wyrzucać lub oddawać rzeczy, które się  u mnie nie sprawdziły (oddawać) albo są do dupy (rzut do kosza). Polecam tę metodę!
...inaczej można się ocknąć z pełną szufladą kosmetyków i nie mieć się czym pomalować, bo wszystko takie jakieś beznadziejne. 





Pierwszy to najgorszy top coat świata - Essie no chips ahead, o którym już wyraziłam swoje niepochlebne zdanie. Podsumowując: katastrofa za około 10 euro.

Drugi to tusz do rzęs Wibo Curling Pump Up mascara. Żółta wersja. Tusz był naprawdę spoko przez pierwszy miesiąc, może półtora. Wydłużał rzęsy, fajnie je rozdzielał... ale u mnie od jakiegoś czasu PANDUJE - osypuje się, po kilku godzinach wyglądam jak mała słodka panda. Nie pamiętam niestety czy robił tak od początku. Chyba tak? Pamiętam też, że podrażniał mi oczy. 
Jednak to tusz za dziesięć złotych (10zł) i moim koleżankom się nie osypuje... więc jak szukacie dobrego tuszu to warto spróbować.
Efekt po nałożeniu kilku warstw jest naprawdę spektakularny. 

Te dwa egzemplarze zrobiły miejsce na dwa nowe zakupy. Ale o tym w następnej notce. 
Pozdrawiam!

niedziela, 13 marca 2016

Recenzja top coat: Essie - no chips ahead - 0/10 - uwaga bubel


Ostatnio miałam urodziny i postanowiłam wybrać się do drogerii i spontanicznie wyrać sobie jakiś mały upominek. Chciałam top coat, wybrałam. Kupiłam też paski wybielające do zębów ale o tym kiedy indziej.

Top coat znanej marki Essie o wdzięcznej nazwie "no chips ahead". Miał zapobiegać odpryskiwaniu lakieru i przedłużać jego trwałość do 10 dni. Kosztował 10 euro bez kilku centów za 13,5ml. Za taką cenę spodziewałam się jakości porównywalnej do lakierów essie - czyli wysokiej. 

Żeby nie sugerować się opiniami z internetu najpierw go użyłam - chciałam stworzyć warunki, w których produkt ten mógłby mnie pozytywnie zaskoczyć. Zrobiłam manicure, odtłuściłam płytkę paznokcia, pomalowałam dwie cienkie warstwy lakieru essie. 
Dałam temu wyschnąć. Pomalowałam topem... i się zaczęło. 
Było ok godziny 11. Nie wiem czy on naprawdę zapobiega odpryskiwaniu... i tego pewnie nigdy się nie dowiem bo ON NIE WYSECHŁ. Po 12 godzinach jeszcze odbijała się na nim tekstura materiału jak na przykład czegoś dotknęłam. Na paznokciach miałam taką niby plastelinową warstwę.

Następnego dnia wieczorem dalej był nie do końca zaschnięty - zdrapałam część z paznokci ze złości, że takie gówno kupiłam. W ogóle kto to na rynek wypuścił? Nawet zdjęć nie wkleję bo to wygląda to źle a tylko się złoszczę jak o tym pomyślę.
Jak on tak nie chciał zasychać to spojrzałam, co piszą o nim na wizażu. Bo może mi się wadliwy egzemplarz trafił? Piszą to samo. Nie wysycha. Nie chroni przed odpryskiwaniem. Kosztuje milion. Na stronie essie.com ma opinie 1,5/5 więc bieda z nędzą.

Ode mnie dostanie 0 punktów w skali od 0 do 10. Totalny bubel za 10 euro, seriously?!
Nie polecam.

niedziela, 6 marca 2016

Tanie gotowanie - przypadkowa zupa kapustowa.

Przepis ten zamieściłam ostatnio jako komentarz na jednym z blogów, tutaj zamierzam go opublikować ze zdjęciem.

"Tanie gotowanie" to posty, które służą mi za zarchiwizowanie moich czasami całkiem niezłych pomysłów oraz możliwe, że wam jako inspiracja. 

Jestem zdania, że gotowanie może być przyjemne. Może być też tanie. Może być również bardzo drogie... absolutnie nic to tego nie mam. Lubię czasami zjeść jakiś "wynalazek" i zdarza mi się kupować 300g krewetek za 10 euro, chociaż ich jakość mogłaby być lepsza to cena i tak jest dość spora. Ale o tym w postach z cyklu "gotowanie".

Nasz dzisiejszy bohater: 
Zupa kapuściana. Kapuśniak? 
Przepis jest mocno inspirowany zupą cebulową modną w latach 90 jako podstawa "diety cebulowej".
Wyszło mi z tego przepisu 9litrów zupy... Skończyła się zanim zdążyliśmy się znudzić. Porcji wyszło 24 (375ml na porcję). To taki inny smak, zupa jest sycąca wbrew pozorom i rozgrzewająca.


Składniki: 
Kapucha (1,5eu->6zł)
Marchewka, sporo (1zł)
Pietruszka (w Niemczech ciężka do kupienia, 2zł)
Por - kawałek (1zł)
Cebula (1zł)
Czosnek (0,50zł)
1 zielona papryka (2zł)
Kawałek drobiu (szyja z indyka, jakieś skrzydło z kurczaka albo dwa...) (2zł)
200-400g boczku wędzonego (400g -> 8zł)
Ryż parboiled lub brązowy (0,50zł)
Oliwa z oliwek extra vergin (0,50zł)
Przyprawy (sól, pieprz, chili) (0,50)
Razem: ok 25zł, przez 24 porcje to niewiele ponad złotówka za michę zupy => Tanie gotowanie.
W Niemczech kupiona była tylko kapusta i papryka. Ceny raczej zawyżam.

Przygotowanie:
Kapusta średniej wielkości. Głąb wykroić. Kapuchę pokroić/poszatkować. Przygotować sobie duży garnek, w którym to kapustę zalać gorącą wodą. Moja potrzebowała ok 3 litrów żeby była przykryta wodą. Odstawić gar na mały gaz. Na patelni podsmażyć lekko 3-4 cebule. Wrzucić do kapusty. Pokroić w kostkę albo zetrzeć dwie marchewki, wrzucić do dużego gara.
W innym garnku trzeba wcześniej ugotować bulion drobiowy (ja gotowałam wersję oszczędną czyli dwie małe szyje z indyka, kilka małych kawałków marchewki, kawałek pietruszki, pora, selera, ząbek czosnku, pieprz). Bulion wlać do kapusty. Warzywa z bulionu - co kto lubi, ja marchewkę pokroiłam, reszta psuła wrażenie estetyczne i nie została wykorzystana do zupy. Szyje wylądowały w dużym garze celem dalszego gotowania.

Jedną zieloną paprykę pokroić w kostkę i wrzucić do gara. Ona nadaje takiej specyficznej goryczy. 100gram ryżu parboiled lub brązowego również do gara. Zwykły ryż odradzam - rozgotuje się. Zetrzeć do środka ząbek czosnku.

Zupa jest w tym momencie bardzo chuda, dodać oliwy z oliwek kilka łyżek - jak kto lubi. Doprawić solą, papryką słodką i chili (pieprz cayenne). Nie przestraszyć się, prawdopodobnie będzie potrzebowała sporo soli. Powinna być ostrawa. Jak wyjdzie za rzadkie - odparować, jak za gęste dolać wody.

Wersja bogatsza - albo zasmażka zamiast oliwy albo podsmażony pokrojony w kostkę boczek wędzony. Tym razem robiłam z boczkiem. Kapusta lubi podsmażony boczek.

piątek, 4 marca 2016

Wyrównanie za mieszkanie czyli bye bye 1600eu....

Na dobry początek weekendu przyszło do zapłaty 1100 euro wyrównania za ogrzewanie i wodę. 
Do tego jeszcze normalna (zwiększona) miesięczna opłata za mieszkanie co razem sprawi, że z mojego konta odpłynie 1600 euro z dniem pierwszego kwietnia. Na Prima Aprilis :D

W pierwszej chwili zrobiło mi się słabo... jednak patrząc na wydruk jestem w stanie się zgodzić. 5,25m3 na osobę wody czyli trochę mniej niż na studiach. Teraz powinno być mniej bo pojawiła się zmywarka.
Za mało nadpłacałam - widocznie koszty jakie były podane przy wynajmie dotyczyły jednej osoby. Dodatkowo opłaty stałe są większe niż nasza miesięczna opłata, spółdzielnia zrobiła nas lekko w balona. 

Czego się spodziewałam?
Miałam taką przygodę już na studiach - gdzie koszty ogrzewania miały wynosić 150zł... a wynosiły ponad 600zł bo w dziury w ścianach palce można było włożyć. Oczywiście odkryłam je z czasem. 

Spodziewałam się niedopłaty. Ale nie kurcze większej niż tysiak...

Trzeba się zastanowić, jak tę stratę odrobić. Macie jakieś pomysły?

czwartek, 3 marca 2016

Krostki na rękach --> Wyeliminować w dwa tygodnie.


Drugi temat na dziś, jest mega super nudny i przyziemny. Lekko paskudny też.

Mam malutkie krostki na przedramionach i ramionach. Takie niby pryszcze ale mniejsze, przywykłam i nie przeszkadzają jakoś specjalnie. Jak ich nie ruszam to nawet czasem jest ich mniej. Odkąd pamiętam one tam są, na pewno od podstawówki, czasem je skubię... (po czym powstają brzydkie strupki, rany goją się strasznie długo, swędzą)

Nie było ich tylko przez 3 miesiące jak super mądrze wybrałam się do dermatologa mając lat 17 i zażywałam później przez ten czas antybiotyk. Trądzik, który obiektywnie nie był problemem... ale w mojej nastoletniej głowie urósł do rangi czegoś, co warte było trzech miesięcy na antybiotykach. Azytromycyna to była? Nie pamiętam już. W każdym razie brawo dla mnie za osiągnięcie 8 w dziesięciostopniowej skali głupoty :D

Teraz mam plan się ich pozbyć. Tarciem, kwasami i olejami. Od dzisiaj zaczynając próbuję przez dwa tygodnie tym  serum(klik)

A na to coś nawilżającego bez parafiny: balsam albo olej. 

Stawiam na regularność. Dzień 1/14 zaliczony.
Jeżeli zaczną się dziać dziwne rzeczy, to oczywiście odpuszczę któryś z kroków.

Spotka cię to, co chcesz żeby cię spotkało.

Ogarnęłam! 
W drodze na miejsce zdarzenia zastosowałam technikę pozytywnej wizualizacji. Weszłam pewnym krokiem i wcześniej, zanim panowie się pojawili i zasiedli. Pan Elektryk pomógł mi trochę swoją fachową wiedzą. Pierwszy duży stres w tym miesiącu przetrwałam bez łamiącego się głosu, co uważam za swój ogromny sukces.

Ale mogło być inaczej...
Mogłam przedstawić sobie samej negatywną wizualizację, wejść ciężko przerażona i z łzami w oczach pozwalając, żeby zepsuło mi to dzień czy tydzień. Takie numery już mi się też w życiu zdarzyło odstawić. 

Nie mam na myśli w tym momencie pozytywnego myślenia i liczenia na tzw. jakoś to będzie. Chodzi o przygotowanie się najlepsze jak to możliwe - biorąc pod uwagę wszystko co może się zjebać... a następnie podejście do zadania z nastawieniem, że się uda. Dać się ponieść. Prawdopodobnie połowa z przygotowanego materiału czy przygotowań jako takich - nie przyda się. Jednak komfort psychiczny jaki owo przygotowanie daje pozwala na trochę luzu w trakcie przedstawienia.



wtorek, 1 marca 2016

Stresogenne sytuacje w pracy czyli ile bym dałą za bycie nativem.

Tool Box - tak nazywa się spotkanie, na którym poruszane są tematy dotyczące szeroko pojętego bezpieczeństwa.Tam, gdzie pracuję każdy dział ma swój własny tool box raz w tygodniu... jutro spotka mnie poprowadzenie takiego czegoś dla naszych mechaników i ludzi firm zewnętrznych. Do tej pory nie spotkało mnie z ich strony nic nieprzyjemnego oprócz jakiegoś tam komentarza kiedyś.

Tym niemniej...
Sprowadzi się to spotkanie do takiego obrazu - od 15 do 20 facetów w wieku od 25 do chyba nawet 60 lat, razem mają chyba z 200lat doświadczenia zawodowego. I ja, lat 25 lat jeszcze [wyglądam na 17 :] świeża w firmie i na rynku pracy. 
Dodatkowo mój niemiecki ma duży potencjał poprawy jeżeli wiecie co mam na myśli...
Temat to wypadki związane z prądem. Coś tam przeczytam, jakieś pytania zadam. Jeżeli elektryk będzie na miejscu, to może mnie trochę uratuje. A może nie...

To jedna z tych chwil, kiedy naprawdę doceniam język polski i ten krótki epizod pracy w Polsce ze względu na język  (Mniejsza o to, że to praca za 7zł na rękę była, za stawką nie tęsknię ;] )

Jeżeli jest się rodzimym użytkownikiem języka to tego typu występy są mniej straszne. Musicie mi uwierzyć. 

Stresująca sytuacja, a ja:
  • Martwię się, co oni sobie pomyślą... 
... odpowiadam sobie, że wszystko co możliwe to już sobie pomyśleli i w sumie to nie jest moja sprawa co oni myślą. To ich sprawa.
  • Martwię się, co będzie jak mnie nie zrozumieją....
... odpowiadam sobie że najwyżej powtórzę. Dwa razy. Albo pięć.
  • Martwię się, bo się martwię....
.... zadaję sobie wtedy pytanie jakie to będzie miało znaczenie za pięć lat. Żadne, albo prawie żadne. Uff.

Ten sam zestaw pytań i odpowiedzi można zastosować do każdej stresującej sytuacji w pracy. U mnie działa, może u was też podziała? Spróbować nie zaszkodzi.

Każdemu który narzeka na pracę w Polsce proponuję pół roku za granicą. Gdziekolwiek ale z samymi obcokrajowcami. 

A sobie proponuję podniesienie tych umiejętności językowych, żeby w przyszłym roku taki występ nie był problemem.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Czy poniedziałek może być dobry?

Piątek, piąteczek, piątunio...?

Od początku roku praca znów przejęła kontrolę nad moim życiem i stałam się Piątkowym Zombie.
Byle do piątku...
Byle do weekendu...
Byle do wolnego...
Byle jak...

Minęły szalone dwa dni urlopu + weekend w trakcie którego było 120% akcji. Wyjazd do Polski i tu i tam i Mistrz i Małgorzata we wrocławskim Teatrze Capitol. I rodzice jedni, drudzy. I fryzjer. I powrót do Niemiec.

To wolne jak się tak go wyczekuje za szybko ucieka.
W trakcie tygodnia jako Zombie stałam w miejscu. Zaległości w nauce języka niestety nie były na tyle miłe, żeby zrobić to samo. Skumulowały się do tak absurdalnej ilości, że bałam się w ich stronę spojrzeć. Dzisiaj w końcu spojrzałam. Pons wymięka. Duden.de wymięka. Ja nie wymięknę.

I tak oto przygotowuję powoli temat o unikaniu wypadków związanych z elektrycznością. Polecam naukę języków obcych. Sama przyjemność :D

Poniedziałek narazie zaliczam na plus. Koniec z Zombie!





niedziela, 28 lutego 2016

Dla leniwych: pielęgnacja cała

Cześć Wam!

Mam nowy interesujący pomysł, który niniejszym wprowadzam w życie.

W związku z tym, że jestem generalnie leniwa i uznaję tę cechę za zaletę zamierzam przedstawić wam kilka moich "patentów" na to, jak minimalnym nakładem sił uzyskać zamierzony efekt. 

Na pierwszy ogień pójdzie temat rzeka, jakim jest pielęgnacja ciała. Co blog to metoda. Peeling sriling. Wcieranie mazideł koniecznie "codziennie". Teksty w stylu "smaruj się koniecznie takim a takim mazidłem, codziennie, wmasowuj dokładnie bo inaczej nie ma to sensu" sprawiają, że szlag mnie na miejscu trafia. Aktualnie.

Wcześniej było inaczej. Przejmowałam się, że jestem beznadziejna, że nie umiem codziennie wmasowywać mazideł i przez to moja skóra też jest beznadziejna. A ja przez jej beznadziejność staję się jeszcze beznadziejniejsza... znacie to? Takie wyrzuty sumienia spowodowane za dużą ilością reklam czy filmików urodowych na youtube?

Jakiś czas temu powiedziałam KONIEC. Interesuje mnie tylko moja skóra, moje umiejętności i moje potrzeby - nazwijmy to "pielęgnacją szytą na miarę". 
Efekt jest zaskakujący: półka w łazience nie ugina się pod ciężarem mazideł. Używałam jednego porządnego balsamu do ciała co drugi dzień. 
Skóra ma się dobrze. :D Portfel ma się jeszcze lepiej :D - powiedziałabym, że jest to sytuacja win-win.  Jednak.... spece od reklamy płaczą nad utraconym klientem :D

I na koniec nowość: dla leniwych w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Olejek używany po umyciu bezpośrednio pod prysznicem, jeszcze na mokrą skórę: 
Genialne! Sprawa pielęgnacji załatwiona bez wychodzenia z ciepłej przestrzeni prysznica. Ładnie pachnie. Bajecznie szybko się rozprowadza - psik psik i gotowe. Nawilża jak najlepszy drogeryjny balsam. Serdecznie polecam. A! I kosztuje niewiele. 

Dodatkowo jest to polska marka, co uznaję za wielki plus. Mieszkając za granicą tęsknię za dobrymi polskimi markami i serce mi się raduje, jak wprowadzają one na rynek takie przyjemne produkty.

Jak opakowanie wytrzyma to zamierzam uzupełnić je innym w miarę rzadkim olejem i dodać własną kompozycję zapachową. Dam znać jak wyszło. 

Używacie olejów do pielęgnacji ciała? Jak nie, to koniecznie spróbujcie i napiszcie jak wrażenia :)

środa, 6 stycznia 2016

Wizualizacja - początek

Składa się tak (nie)fortunnie, że w mojej pracy bardzo ważna jest szeroko pojęta wizualizacja.

Taka skuteczna wizualizacja musi posiadać kilka cech. Oto pierwsze z nich:

1. Dobra wizualizacja musi być najprostsza jak tylko się da o ile realizuje przy tym wyznaczony cel.

2. Istnieją tylko dla kolory: zielony i czerwony. Czasami na drodze wyjątków dopuszcza się jakieś pośrednie... ale generalnie albo coś zostało zrobione jak trzeba - zielony - albo nie - czerwony. Jak się nie umiemy zdecydować czy jest dobrze, czy źle to znaczy, że jest źle.

3. Kolor czerwony jest dobry, jest lepszy i ważniejszy niż zielony. Pozwala na odkrycie błędu. Jeżeli nasze wyniki są tylko zielone to oznacza to, że albo pracujemy poniżej swoich możliwości albo nie wykrywamy problemów i udajemy, że ich nie ma.

4. Wizualizacja musi być widoczna - żadne pliki w komputerach. Kartka papieru i taśma klejąca - na ścianę, szafę... drzwi. Cokolwiek. Ma być umieszczona w widocznym miejscu.

...

Mam kilka celów na najbliższy rok. Podzielone są one na kilka kategorii - między innymi jest kategoria "ciało".

Jak już wspomniałam ostatnio, jestem łajzą, która po przebiegnięciu stu metrów potrzebuje karetki a dwustu już prawie karawanu.
Mój cel to być w stanie przebiec 15km ciągiem przed pierwszym czerwca 2016r. Czas tego biegu jest sprawą drugorzędną ewentualnie jak cel będę realizowała szybciej niż założyłam, wtedy zweryfikuję go nadając tym 15km odpowiednie ramy czasowe.
Drugi, mniejszy cel, to redukcja wagi. Pierwszym jego etapem jest zejść poniżej 51,0kg przed pierwszym marca 2016. Waga startowa to 55,5kg.

Wracając do wizualizacji...
Stworzyłam taką dla swoich celów w kategorii ciało o od trzech dni ją systematycznie aktualizuję. Motywuje mnie ona okrutnie. Za jakiś czas wrzucę zdjęcie na bloga.

Polecam zrobienie własnej! :)


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Ten początek jest wyjątkowo trudny.

Kiedyś, dawno temu kupiłam Shape z taką płytą. Nie lubię Chodakowskiej a nic innego o tematyce fitness w tamtym biednym kiosku nie było. To kupiłam. Miałam wtedy "Dzień mocnej motywacji". Raz ją włączyłam i pomysł umarł.
 http://szczere-recenzje.pl/wp-content/uploads/2013/08/Chodakowska-Killer.jpg
Niedawno odkopałam ją na dnie szuflady i postanowiłam dać jej dzisiaj szansę. Wstyd i niedowierzanie! Odpadłam po 10 minutach - znaczy już po krótkiej chwili nie dawałam rady nadążyć za akcją. Mimo to, próbowałam powalczyć do końca, niektóre ćwiczenia zmieniając na łatwiejsze, inne robiąc wolniej.
W nagrodę piję właśnie swój koktajl (pomarańcza, kiwi, truskawka <3). Próbuję pętli nawyku i to moja nagroda - ale o tym innym razem.

Mimo tego, że szło mi obiektywnie źle, kondycję mam w tym momencie zerową i ledwo skaczę z nogi na nogę to jestem z siebie okrutnie zadowolona. 
Że próbowałam.
Że coś tam poskakałam.
Że nie wyłączyłam jej po 10 minutach i nie rzuciłam się na czekoladki.

Mam pomysł na siebie i konkretny plan - wykorzystujący wizualizację, pętlę nawyku i kilka innych  life hacków. Zaczyna się to składać w sensowny plan.

Stąd dwa wnioski:
1. Porządki w szufladach dobrze jest czasem robić.
2. Warto być z siebie zadowolonym, mimo tego, że obiektywnie może rezultat nie jest spektakularny. 
Najważniejszym jest przestanie się porównywać "ona może to ja też" - porównując się z innymi oddajemy im kontrolę nad swoim życiem. Ona może i może ale ta ona ma zupełnie inny background i przeszła prawdopodobnie inną drogę rozwoju. 
Ja uczę się cieszyć się ze swoich osiągnięć bez przykładania do nich cudzych miar. Polecam!

niedziela, 3 stycznia 2016

Koniec nałogu!

Poszalałam.

Nie powiem, że mnie podsumowanie budżetu zaskoczyło - bo nie zaskoczyło. Ponad 13tys. wyparowało między 1 a 31 grudnia.

No dobra... nie do końca wyparowało. Jakieś tam meble, jakieś tam prezenty. Dwa wyjazdy.

Styczeń miesiącem bez zakupów *innych niż konieczne!

*konieczne zakupy:
-2x odzienie sportowe chroniące przed wiatrem
-1x czapka do uprawiania sportu


Jestem w trakcie wyzwalania się ze szponu nałogu. Oglądałam nałogowo filmiki na youtube o tematyce kosmetycznej. Głównie red lipstick monster, maxineczkę, callmeblondie i digitalgirl.
Przez pierwszy okres fascynacji, nauczyłam się dzięki tym filmikom bardzo dużo - dlaczego warto aby moje brwi było jednak widać, jak zrobić kreskę na powiece. Co to jest konturowanie i z czym to się je...
...ale co mnie obchodzi co miesiąc jakie kosmetyki te przemiłe dziewczyny zużyły? 
Na początku jarałam się tym strasznie: o taki balsam polecała, o a taki szampon odradzała, o! o! o!
Trwało to ponad pół roku - oglądałam absolutnie każdy filmik jaki dodały moje ulubione jutjuberki.

Później przed kupnem głupiego tuszu do rzęs sprawdzałam, czy któraś go polecała. A najlepiej wszystkie żeby go polecały.
One też ostrzegają przed bublami kosmetycznymi, co uważam za wartościowe, ale jednak ze strachu przed kupnem tzw. bubla stałam w rossmanie z telefonem i sprawdzałam czy polecają TEN tusz.
Efekt? Marnowanie czasu. Na potęgę.

Aktualnie oglądam teraz filmik, jeżeli tematyka mnie mocno zainteresuje, ewentualnie potrzebuję nowego np. rozświetlacza a któraś robi przegląd najlepszych jej zdaniem rozświetlaczy.

Podsumowując: youtube jest skarbnicą wiedzy i inspiracji ale potrzebny jest umiar!

Pozdrawiam,
Notka